poniedziałek, 7 stycznia 2013

O tym jak dziecko wychowuje rodziców...

Jak to się dzieje, że dzieci potrafią wychować rodziców, a rodzice dzieci nie? Co stało się z autorytetem rodzica ?  Dlaczego dziecko krzykiem skruszy dorosłego i utrzyma jego emocje , w swojej małej rączce.
        Co też można zaobserwować w przedszkolnej szatni, gdy rodzic spotyka się  z dzieckiem, nie wspomnę o dziadkach. Ten sam przedszkolak, który kilka minut wcześniej o wszystko prosił, dziękował w sali przedszkolnej, a przed południem samodzielnie  ubierał się na plac zabaw, teraz leży rozłożony na przedszkolnej ławce, a rodzic spocony, czerwony, zmęczony, ubiera swoją pociechę i uspokaja... już kochanie, jeszcze jeden bucik i będzie niespodzianka, oczywiście tu możliwy jest cały wachlarz słodyczy, gazetek z gadżetami...itp.
         Dlaczego dziecko w przedszkolu smakuje wszystkich potraw, a rodzic łapie się za głowę:  to nie możliwe, w domu ganiamy z łyżką za dzieckiem po pokojach.
        Jak to się dzieje, że rodzic przyprowadza do przedszkola nieuczesane dziecko , bez wstydu  opowiadając: bo proszę Pani, ono to mi się dotknąć nie daje ...

        A może te malutkie dzieci sprawdzają nasz autorytet i chcą wiedzieć, czy będziemy w stanie im wytłumaczyć życie, a tu porażka na starcie - rodzic kapituluje przed łyżką obiadową.

       Jak to się dzieje, że rodzice swoją bezradnością zawsze obarczają innych: mąż - żonę i na odwrót, rodzice dziadków, a nikt nie uśmiechnie się pierwszy. Co sprawia, że gromadzimy piękne przedmioty, przy których czujemy się bezpiecznie, a dla siebie nie mamy cierpliwości, życzliwości i uśmiechu...

      Co jest powodem, że uroczystość w przedszkolu, przygotowanie na nią strojów, to umęczenie zamiast powrót do własnego dzieciństwa???

      Dlaczego dwunastolatek nie umie ugotować ziemniaków, zrobić herbaty, wyprać bielizny, a  otrzymaną za NIC od rodziców kasę wyda bez problemu i wybierze liczący się wśród rówieśników top gadżet ?

     Na koniec jeszcze jedno Dlaczego???   spotykam o 8.00 rano małego Bruna  idącego z tatą w przeciwnym do przedszkola kierunku. Gdy spotykamy się po półgodzinie w przedszkolu na śniadaniu, pytam, a ty w przedszkolu, myślałam, że gdzieś z tatą wyjeżdżałeś...............aaaaaa, bo proszę Pani, my z tatą zawsze przed przedszkolem mamy taki wspólny spacer i rozmawiamy...

     Rodzice, jesteśmy nimi przez chwilę, nie poćmy się i nie narzekajmy...dziecko daje nam pretekst, by jeszcze raz odwiedzić Kubusia Puchatka w Stumilowym Lesie, dokończyć przerwane w dzieciństwie szycie sukienki dla lalki, poczuć jeszcze raz bicie serca na akademii z okazji zakończenia roku szkolnego.
     
     Nie znam odpowiedzi na wiele pytań, wiem natomiast, że dziecko to nie laleczka do karmienia i przytulania, to człowiek, który w wieku 5, 6 lat idzie do szkoły. I dobrze wychowywane oraz uczone każdego dnia nowych umiejętności, będzie tylko naszym wsparciem i dumą, a zaniedbane kłopotem i wstydem.
   Jeśli Wam kochani czytelnicy, tyle nut zwątpienia w sercu gra, piszcie... czekam na posty.... pozdrawiam trzymajcie się cieplutko.


aaaaaaaaaa.... zmieniając temat... oto jak moje trzylatki pracują, w końcu za kilka dni mają swój pierwszy w życiu bal karnawałowy , jeszcze ostatnie przygotowania...











Brak komentarzy :

Prześlij komentarz